Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 407.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Horn już spał, więc przymknął drzwi od jego pokoju i zabrał się do rozbierania tej maszyny, która mu wypijała życie, bo robił ją od roku i nigdy skończyć nie mógł.
Miała to być maszyna dynamo-elektryczna o tak prostej konstrukcyi i tak tanim motorze, że zrobiłaby przewrót w świecie, gdyby się tylko udała, gdyby go tylko nie zawodziły ciągle obliczenia, gdyby mu ciągle coś nie stawało na przeszkodzie.
Był ciągle blizkim zwycięstwa, codziennie sobie obiecywał, że to już jutro zwycięży, a te jutra tworzyły długie miesiące i zwycięstwa nie było.
Siedział tak długo, że nad ranem Horn się obudził i zobaczywszy światło zawołał:
— Adam, idźcie spać.
— Zaraz — mruknął i rzeczywiście zgasił światło i położył się do łóżka.
Świt szary zaczął zaglądać oknem i napełniać pokój tem dziwnem światłem, w którem ludzie i rzeczy mają wygląd trupów, a świat wygląda jak pustka.
Adam patrzył w okno, w gwiazdy, które bladły coraz bardziej i kolejno zapadały w jasności zalewającej świat. Spać nie mógł, po kilka razy wstawał i sprawdzał obliczenia lub głowę wychylał przez lufcik na surowy powiew poranku i ślizgał się po tysiącach czarnych, lśniących dachach, zaledwie słabo wyłaniających się z mroku.
Miasto spało w zupełnej, absolutnej ciszy, nie zmąconej najmniejszym dźwiękiem.
Setki kominów, niby las kolumn czarnych chwaliło się w tych ruchomych mgłach, co wstawały z pól roz-