Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 410.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

po twarzy — niech pan pożyczy odemnie. To są moje własne pieniądze, ja sobie uskładałam na kostyum letni, ale to mi pan jeszcze na czas odda, no! — błagała go prawie, z wielką serdecznością.
— Dziękuję, Kama, bardzo dziękuję, ale pieniędzy mi nie potrzeba, mam!
— Nie prawda. Proszę pokazać pugilares.
A gdy się wzbraniał, wyciągnęła mu szybko pugilares z kieszeni i zaczęła w nim przewracać, ale jeszcze szybciej spostrzegła w nim swoją fotografię.
Patrzyła na niego długo i słodko, rumieniec zwolna powlókł jej szyję i twarz, oddała mu pugilares i szepnęła bardzo cicho:
— Ja pana kocham za to, kocham! Ale fotografię wziął pan z cioci albumu, aha!
— Kupiłem u fotografa.
— Nieprawda!
— Kiedy pani nie wierzy, to wychodzę.
Dopędziła go przy drzwiach i zastąpiła mu drogę.
— Ale pan nikomu nie pokazuje tej fotografii?
— Nikomu.
— I zawsze pan ją nosi przy sobie?
— Zawsze, ale nigdy na nią nie patrzę, nigdy.
— A nieprawda! — wykrzyknęła energicznie. — Weźmie pan pieniądze?
— Czasem tylko patrzę, ot tyle, o!
Ujął jej obie rączki i obie gorąco obcałowywał.
Wyrwała się zaraz, uciekła do drzwi saloniku, rozczerwieniona i zadyszana wołała:
— Pan jest taki mocny jak niedźwiedź! nie cierpię pana, nienawidzę.