Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 418.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

świętej Kaczyńska, wymyślała mu z ekspresyą ostatniej ulicznicy, a na dokończenie uderzyła go w twarz, wtedy on, ten wzór małżonków chwycił jej ręce w jedną, trzasnął ją kilka razy w twarz i uderzył całą siłą o piec że aż upadła na ziemię. Nie zemdlała, ale dostała spazmów, zbiegł się cały dom na ratunek, a wtedy on klęczał przed nią, całował ją po rękach i najsłodszemi imionami nazywał i niemal płakał z rozpaczy, że ona cierpi! Wstrętna i podła farsa!
— Opowiadacie fakt wyjątkowy. Ale to zdumiewające bądź co bądź!
— O, to nie wyjątkowy fakt, tak żyje dziewięć dziesiątych małżeństw i inaczej być nie może, dopóki ludzi będzie łączył dobór handlowy, dopóki prawo skuwać będzie ludzi nierozerwalnemi pętami i dopóki panny będą z małżeństwa robić przedsiębiorstwo zyskownego utrzymania.
— A ta cała nienawiść wasza powstała tylko z osobistego zawodu, co?
— Zawszem tak czuł, bo dawnom już przejrzał.
— Dlaczegóż się nie żenicie? — zapytał Borowiecki.
Murray się zmięszał, milczał chwilę, przykładając rozpalone czoło do zimnych blach podręcznej maszyny drukarskiej, stojącej przy stole.
— Mam za wielki garb, a za mało pieniędzy. Gdybym był ślepy, głupi, rakowaty, a był choćby Bucholcem, to każda z waszych polek na kolanach przysięgałaby mi miłość do śmierci! — szepnął nienawistnie.
— Ach, więc to polka dała wam kosza? — mruknął złośliwie.