Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 441.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

że Grünspan ma rozszerzać swoje fabryki i musi od niego kupić place, po cenie jaką tylko naznaczyć zechce.
Uśmiechnął się z głębokiego zadowolenia!
Istotnie interes przedstawiał się świetnie, obliczenia zawieść nie mogły.
Grunta były dawno do sprzedania i Grünspan przez całe lata je targował, dorzucając corocznie po kilkadziesiąt rubli, nie spiesząc się i będąc pewnym, że go nikt podkupić nie może.
Wilczek zwęszył interes, oplątał dotychczasowego posiadacza całą siecią podstępów, uprzejmości, pożyczek gwałtem wściskanych — aż w końcu stał się właścicielem.
Dzisiaj rano został już prawym posiadaczem ziemi.
Wyobrażał sobie wściekłość Grünspana i bawił się tem doskonale.
Podnosił głowę coraz wyżej i coraz dumniej, a coraz drapieżniej spoglądał na miasto, na wypakowane towarami składy, na fabryki — jego nienasycona chłopska chciwość, budziła się coraz potężniej na widok bogactw.
Postanowił je zdobyć i był już pewnym, że zdobędzie.
Mniejsza o sposoby i środki — wszystkie były dobre jeśli prowadziły do celu, do pieniędzy.
Stach Wilczek liczył się tylko z kodeksem, z policyą.
Na resztę uśmiechał się wzgardliwie i z politowaniem.
Opinia, etyka, uczciwość! Kto się z tem w Łodzi liczył! Komu tutaj podobne głupstwa mogły przychodzić do głowy! Co to wreszcie jest ta uczciwość!