szlafrok z gronostajowemi wypustkami. Włosy upięła bogato wysadzonem dyamentami dyademem. W tej chwili przyszła mi na myśl Katarzyna II., ale ona nie dała mi wiele czasu do rozmyślań. Pociągnęła mnie ku sobie na otomanę. Nie była wcale surowa, ani gniewna. Kazała mi przeczytać najnowsze poezye Lermontowa, pokazywała mi ilustracye najnowszych pism i tygodników, tudzież nowości literackie ostatniej doby. Oczywiście, nie szczędziła mi przytem najwyszukańszych pieszczot.
— No, czy jesteś nareszcie szczęśliwy?
— Jeszcze nie zupełnie — odparłem.
Wówczas odchyliła rąbek gronostajowy, ukazując marmurowej białości pierś, ja jednak okryłem ją natychmiast.
— Doprowadzasz mnie do szału — zauważyłem.
— Więc szalej... wolno ci.
Wpiłem się jak żmija w jej białą szyję, zapominając się zupełnie, gdy w tem ozwała się raz jeszcze:
— A teraz jesteś szczęśliwy?
— Nieskończenie.
Ledwie przebrzmiał dźwięk tego słowa, wybuchnęła kaskadą szatańskiego śmiechu.
— Śniłeś ongiś, że największem twojem szczęściem będą cierpienia które ci zadam, a teraz twierdzisz zupełnie co innego, nędzny człowieku, głupcze skończony. Myślisz, że będę twoją kochanką? Na kolana przedemną! — No!
Zsunąłem się na klęczki i począłem patrzeć na nią błagalnie, jak pies.
— Widzisz głupcze, ja się nudzę, strasznie się nudzę, a ty nadajesz się dla mnie do rozrywki na chwilę, gdy mnie ku temu najdzie ochota. Nie patrz na mnie tak — dodała, kopiąc mnie nogą.
— Jesteś właśnie tem, czem chcę, co dla mnie wygodne — jesteś... zwierzęciem, nie — jesteś rzeczą.
Zadzwoniła i w tej chwili zjawiły się trzy czarne niewiasty.
— Zwiążcie go.
Nie próbowałem nawet stawiać oporu. Czarne bestye wyprowadziły mnie wśród chichotu w głąb ogrodu, gdzie na zboczu pomiędzy rzędami winogradu uprawiano grunt pod kukurydzę. Na końcu grząd leżał pług. Czarne baby zaprzęgły mnie do niego, bym ciągnął skiby, aby same
Strona:PL Sacher-Masoch - Wenus w futrze.pdf/88
Ta strona została uwierzytelniona.