Strona:PL Sarah Bernhardt - Wyznanie.djvu/4

Ta strona została przepisana.

chyba kara za ten zbytek szczęścia, który był naszym udziałem. Lecz Bóg karze przewiny jedynie, za szczęście płacić łzą nie każe!... Bóg jest nadto sprawiedliwy, aby sprawiał boleść tak nie zasłużoną!
MARTA (ponuro). Tak... Bóg jest sprawiedliwy!... ja... boję się!...
HRABIA. A ja niemam żadnej, żadnej obawy.
MARTA. Och! Jaś jest jeszcze bardzo chory.
HRABIA. Prawda; ale tej nocy staliśmy obaj z Robertem pochyleni nad kołyską dziecka, którego wątłe ciało wstrząsały konwulsyjne dreszcze. Powoli — dziecię usnęło, Robert wciąż stał nieruchomy, zdziwiony, podniosłem głowę i spojrzałem nań uważnie. Robert patrzył na mego syna z tak dziwnym wyrazem twarzy, tyle w jego wzroku było cierpienia, miłości, współczucia, że rozpacz ta jego zastanowiła mnie trochę. Łzy spływały z jego oczu! Łzy gorące!... Spytałem go więc: „Ty płaczesz mój siostrzeńcze?“ — „Przebacz mój stryju!“ — Odpowiedział z wysiłkiem — „ale ta walka ze śmiercią rozstroiła moje nerwy do tego, stopnia, że dłużej nad sobą panować nie mogę. Śmierć zwyciężona ustąpić musiała, ale ja czuję się złamanym i oto płaczę, płaczę jak kobieta! Była chwila straszna, niebezpieczna, o! teraz ci to powiedzieć mogę... ale teraz kres mej trwogi, nie obawiam się niczego!... słyszysz stryju! niczego!“ — Drogi chłopiec!... złote serce!... ileż poświęcenia! ileż trudu poniósł w przeciągu tych trzech tygodni, które spędził u kołyski naszego aniołka! I pomyśleć, żeś ty sprzeciwiała się powierzeniu kuracji Robertowi... żeś opierała się stanowczo... że ja musiałem użyć gniewu, prawie przemocy... I któż miał słuszność... no... odpowiadaj... ty... zła matko!...
MARTA. Ja!...
HRABIA. A! jesteś niesprawiedliwą i niewdzięczną Marto. To już nie antypatja — to chyba... wstręt.
MARTA (zmieszana). Być może...