Strona:PL Sarah Bernhardt - Wyznanie.djvu/5

Ta strona została przepisana.

HRABIA. Znajduję, iż podobne uczucie jest nie godne ciebie, a powód twego wstrętu do Roberta, ujmę przynosi twej inteligencji.
MARTA (zdziwiona). Powód?...
HRABIA. Twoja matka opowiadała mi częste wasze religijne sprzeczki. Tak... tak... wiem o tem. Robert jest ateuszem, a moja żoneczka... dewotką.
MARTA. A więc, skoro znasz przyczynę, nie dotykaj więcej tego przedmiotu, nie dręcz mnie więcej... proszę cię. Rzeczywiście twój siostrzeniec nie wierzy w nic, nie szanuje nic, słowem — wygłasza tak wstrętne teorje, że słuchając jego słów, burzę się cała. Wcześniej, czy później podobne przekonania doprowadzą tego człowieka do jakiegoś nikczemnego czynu.
HRABIA. Oto logika kobieca! Zaraz przesada! Wnosząc z drobnostek, tworzycie zbrodnie.
MARTA. Ach mój Boże!... a któż... co powstrzymać by mogło od zbrodni takiego człowieka?
HRABIA. Jego sumienie!
MARTA. O! sumienie! to dla niego rzecz nie istniejąca. On wierzy w to, co skalpel rozcina, lub mikroskop odkrywa.
HRABIA. Mój siostrzeniec chował się pod moim okiem, mogę ci więc zaręczyć droga Marto, że zna dobrze obowiązki sumienia i honoru.
MARTA. A ja ci ręczę, że o nich zupełnie zapomniał... widzisz... zmuszasz mnie do mówienia rzeczy, które... błagam cię, nie mówmy o nich więcej.
HRABIA. Dobrze, powrócimy później do tego przedmiotu. Daję ci słowo, że teraz o nim nie wspomnę, a dla rozjaśnienia twego pięknego czoła, powiem coś, co ci wielką radość sprawi.
MARTA. Mów prędko! cóż więc?...
HRABIA. Oto list od twojej matki — zapowiada w nim swe jutrzejsze przybycie. Zapytuje, czy może bezpiecznie Reginkę przywieźć ze sobą.
MARTA (uradowana). Moja matka? moja córka! jutro! Ach! jakaż radość! wszak Reginka może już powrócić do domu bez obawy... zdaje mi się tak