Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 044.jpg

Ta strona została skorygowana.

— A gdzieżby też grali?
— U Staśka Walczaka w stodole, u prezesa.
— No, a Wesele wyście sami, braciszku, widzieli?
— Widziałem.
— No i jakże?
— Trudno było wszystko wyrozumieć, co ta te maszkary znaczą. Dopiero, jak ten młody, co był w czerwonem z dzwoneczkami, wyłożył, to lżej. Bez niego trudno by ludziom było wyrozumieć…
— Bo nie tak, nie tak! — palił pan Ryzio, — nie tak to Wesele trzeba grać. Trzeba tak grać, żeby było prawdziwie lubelskie wesele chłopskie, z muzyką, z tańcami, ze śpiewkami, z oczepinami, ze wszystkiem, jak się patrzy. A dopiero, jak się ludzie oswoją, opatrzą, żeby na to chłopskie wesele zaczęły przychodzić one zaproszone maszkary, a chochoł, a hetman, jak to mistrz Wyspiański wyśnił i wyprowadził. Sam on kazał tak ludowi swoje Wesele pokazywać, sam na to dał radę i zezwolenie… A ciężką jest złożony niemocą ten najdroższy polski człowiek…
— E, jak im ta ten Gospodarz wtedy wypalił, to my wszyscy zrozumieli, na żadnej masówce tak nie palili, jak ten Gospodarz palił!…
— No a szkoła?
— Ze szkołą strasznie ciężką mamy biedę. Ksiądz proboszcz precz burzy starych chłopów, żeby nam koniecznie tę izbę odebrały, gdzie teraz szkoła.
— Jakże to można odebrać?