Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 107.jpg

Ta strona została skorygowana.

Będziesz się miał czem pocieszyć, — czekaj! — jak wrócisz… Powiem ci, żebyś wiedział…
Daleko sunął z dołu w górę, huczał drugi automobil. Za nim trzeci i czwarty. Widok ten napełnił dreszczem ciało pątnicy. Nie miała siły stać, ani iść dalej. Bezwładne, upadłe spojrzenie szukało jakiegokolwiek miejsca, gdzieby można spocząć, choć przez chwilę. Lecz wszędzie były ciekawie spoglądające chłopy. Śmiertelna do ich spojrzeń odraza wytrąciła ją z obranego kierunku. Myśli głupie, ni to pierzchliwe nietoperze śmigały tam — nazad w ciemnem sklepieniu czaszki, tłukąc się i łopocąc o jej ściany, pękające od cierpień.
Żyła przecie tylko z mężem, broniła się wszelkiej, najprzyjemniejszej pokusie, a w nagrodę za tę psią wierność, za dobrowolne przystanie na przygasłą już i spowszedniałą z nim radość, — sześciu, siedmiu, czy ośmu ruskich sołdatów, — bo już liczby dokładnie wiedzieć nie mogła, — zabawiało się nią, jeden po drugim w tamtę noc…
— Jakże to może być? — szeptała. — Cóż jest dobre, co jest sprawiedliwe? To, czy tamto? Czemu na mnie padł taki los? Któż za to będzie odpowiadał?
Z tych pytań wysnuwało się jeszcze jedno najnatrętniejsze, które ją w ostatnich czasach wciąż znienacka podchwytywało, wszystkiemu, co się tylko przydarzyło, stojąc na poprzek:
— Co też ja tu robię? Czemu ja jestem na świecie? Poco ja jestem naprawdę potrzebna?
Zsunęła się w rów, pełen grubego pyłu i brnęła jego głębią, chustkę naciągnąwszy na oczy. W ja-