Strona:PL Sen o szpadzie i sen o chlebie 112.jpg

Ta strona została skorygowana.

dłane włosy i zaczęły z boku na bok przewalać złupiałą i, jak kamień bezwładną czaszkę, żeby z niej oczywistość wspomnienia wygonić.
Lecz niezmożona i nienasycona zemsta miłości trzymała pamięć zdarzenia, jak rozdarcie rany trzyma w sobie głęboko wbity nóż zbója. Oszalałe ręce objęły odziomek drzewa, a upadająca w niemocy swej nędza cielesna szukała poratunku i pociechy u niemego pnia.
Oczy podniosły się na gałęzie i liście, żebrząc o odpoczynek. Ale wtedy przypomniało się sekretne, szeptane ludzkie podanie o shańbionem drzewie.
— Może to jest tosamo przeklęte drzewo? — z niedobrym uśmiechem spytała samej siebie.
Ogarnęła spojrzeniem grube konary i szelestne liście. Pytała ich się o prawdę, czy to nie tutaj zwisały owoce, na których wspomnienie ludzie truchleli? Czy to nie tu właśnie kołysały się za wolą wiatru te jakieś ta szpiegi? W dalekich, niejasnych kształtach zarysowały się zdarzenia, związane z tem przezwiskiem. Trwoga nowa, obca, cudza zionęła z wystających gałęzi. Ręce odpadły od pnia i załamały się na piersiach, w których głośny, nieludzki śmiech zaszczekał.
Sfrunął mądry, przyjacielski ptaszek i uciekł w przestwór swój, w wolne niebiosa. Podmuchy swobodnych wiatrów niosły falami trupi fetór.
Szumiało niemiłosiernem rozkołysaniem żytnie pole. Myśli mściwe i niszczycielskie wysuwać się poczęły z mroków jaskini katuszy, — myśli niezłomne i zimne, dokładne i proste, niby nieprzemierzone i nieubłagane pochody wojsk. Ponad nimi także