sty. Nigdy nie doznał jeszcze Genezyp takiego przerażenia wobec nagiego faktu istnienia innej jaźni obok niego. Tamte stwory: matka, księżna, Liljan, ojciec nawet, zdały się teraz wyblakłemi, płaskiemi widmami w stosunku do żywości tej, niepojętej egzystencji. „Ona jest” — powtarzał szeptem zeschniętemi wargami, a w przełyku czuł jakby twardy kołek. Genitalja, ściśnięte w bolesny węzełek, zdawały się być zredukowanemi do matematycznego punktu o ciśnieniu miljardów atmosfer płciowych. Teraz poczuł drań, że żyje. W tym wirze przewartościowań ostał się jedynie sam Kocmołuchowicz, jak blok nie topliwej skały w okalającym ją potoku lawy — ale daleko, jakby czysta ideja poza krańcami realnego bytu. Przychodziło pierwsze prawdziwe uczucie, zaplugawione jeszcze wydzielinami wszystkich nowotworów wytworzonych w nim przez „książęcy jad” Iriny Wsiewołodowny. Cała przeszłość zatarła się, straciła swoją bezpośrednią tajemniczość, jadowitość, ostrą namacalność — jak u wszystkich wogóle w życiu — inaczej egzystencja byłaby wogóle niemożliwa. Ale szczęśliwi ci, co mogą jeszcze po pierwszem czy n–tem chlaśnięciu życia odczuć na nowo pierwotny fakt bytu bez podłych spłycających przyzwyczajeń codziennego dnia. Jakże potworną krzywdę bezpośrednim ujęciom, wyrządziły tu pojęcia, też ostatecznie rodzaj pewien elementów pewnych z tychże ujęć, tylko inaczej zużyty — artystycznie raczej, niż logicznie. [Bo pojęcia są elementami sztuki w poezji i teatrze — tego nikt z tych zakutych łbów nie chciał nigdy zrozumieć i to irytowało głównie nieszczęsnego Sturfana, ale teraz było to już prawie obojętnem.]
W związku z tem, że znikł półrzeczywisty obraz tego dziewczynkowatego stworu (nie mógł bowiem Zypcio mimo szystko uwierzyć w istnienie tej kobiety jako takiej — wogóle nie wchodziła ona w żadne znane kategorje, była bezpłciowo–bezosobowa, właśnie jako ta pierwsza i jedyna jaźń
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/125
Ta strona została skorygowana.