Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/122

Ta strona została przepisana.

od nadziei, zwątpienia, radości i trwogi. — Te cudownie rysy tak mi przypominają... ale nie, nie, to niemożliwe, jakiś dziwny przypadek... przypadkowe podobieństwo... Kiep stary ze mnie i tyle. A może to cięcie szablą w łeb pod Połtawą nadwyrężyło mi mózg... Zresztą, na świecie zdarza się tyle dziwnych rzeczy... — Powiedzcie mi, moje dziatki, jak się zowie wasz ojciec:
— Jakób.
— Jakób... no a dalej?
— No, Jakób.
— Jakób....i nic więcej?... A czy długo już tu prowadzi gospodarstwo?
— Od początku życia.
— W takim razie we łbie mi się coś nie klei... A czy wasz ojciec, moje dziatki, służył kiedy w wojsku?
Anielka i Kubuś spojrzeli na siebie ze zdumieniem.
— Nie, panie, tatuś całe życie był rolnikiem.
W tejże chwili otworzyły się drzwi, wiodące w głąb opactwa i na schodach ukazał się braciszek. Skinął na dzieci, które zbliżyły się doń, drżąc na całem ciele.
— Pójdź, mała — rzekł.
Biedne dziecię rzuciło na brata trwożne spojrzenie, nie mając odwagi oderwać się od jego boku. Dopiero, gdy mnich powtórzył swe słowa, poczęła z obawą wchodzić na schody. Mnich pogłaskał ją po twarzyczce i rzekł:
— Moje piękne dziecię, powiedz ojczulkowi, że jeżeli w przeciągu tygodnia nie zapłaci sto talarów czynszu w naturze, który nam jest winien, zmuszeni będziemy odstąpić jego zagrodę komu innemu... I tak postępujemy bardzo łagodnie: jedynie przez wzgląd na jego dotychczasową sumienność dajemy mu zwłokę siedmiodniową, bo kogo innego wyrzucilibyśmy na łeb, na szyję dziś jeszcze.
— Boże mój, Boże! — jęknęły dzieci, plącząc rzewnie i błagalnie składając ręce. — Przecież w domu nie mamy ani grosza... nasz biedny tatuś jest chory... Ach, cóż my teraz poczniemy?