Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/86

Ta strona została przepisana.

w chwili, gdy ma widnokręgu zaczynała różowić się jutrzenka.
Nakoniec zatrzymali się na płaskim wybrzeżu: po chwili, dogoniły ich dwie lektyki, niosące Angelikę i rzeczywistego księcia. Żołnierze ustawili się w dwa szeregi.
De Cronstillac odezwał się do księżnej wzruszonym, acz jednocześnie grubowatym i gniewnym tonem:
— No, siadaj pani wraz z tym drabem. Oto koperta z ostatniemi memi rozkazami dla kapitana.
Angelika rzuciła mu ostatnie spojrzenie. Mąż jej szarpnął się, ledwo więzów nie pozrywał, a nawet zdołał ryknąć, lecz straż wiedząc już, z jak srogim, a sławnym korsarzem ma do czynienia, czemprędzej zepchnęła go do szalupy. Na znak de Cronstillac‘a majtkowie karaibsy rzucili się do wioseł i szalupa poczęła szybko przybliżć się do „Kameleona“.
— Wasza wysokość, jesteś już zadowolony? — spytał go z uniżonością de Chemerant.
— Nie, nie... chcę widzieć jeszcze, jak okręt z tą dziewką rozwinie żagle... Szkoda, że nie będę mógł widzieć tej pary, w chwili wysadzania jej na pusty brzeg, rojący się od krokodyli!
— Straszny człowiek!... — pomyślał de Chemerand. — Jeszcze trzęsie się z gniewu, choć zemsty dokonał!.. Ale to i lepiej... jest równie srogi, jak waleczny... Wilhelm Orański będzie się miał zpyszna!...
Nagłe słońce podniosło się prawie w jednej chwili, z łona oceanu, odrazu oblewając potokami światła wybrzeże, skały i bezmiar morza. Jakby na dane hasło, „Kameleon“ odrazu rozwinął białe żagle.
De Cronstillac stał nieruchomy, z oczyma, utkwionemi w okręt, uwożący kobietę, którą tak pokochał, choć zetknął się z nią tylko przez chwilę... i wiedział, że nigdy nie będzie do niego należała... Bystre jego oczy dojrzały u rafy statku powiewającą białą chusteczkę — to „Sinobroda“ przesyła mu ostatnie pożegnanie...