Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/792

Ta strona została przepisana.

własnym ciężarem, kiedy niekiedy tylko poruszało nią konwulsyjne drżenie.
Wtedy Bamboche zbliżył się do stołu, położył na nim pistolety, wziął karafkę z winem Madera, jak mi się zdaje, i aż po brzegi napełnił trzy szklanki, a potém obracając się do mnie i Baskiny, rzekł:
— Puśćcie... tych małych gałganów... oni się nie ruszą... bo inaczéj to...
I pokazał im pistolety.
Na tak straszną groźbę, Robert i sam nawet Scypio mimo zuchwałości swojéj, stanęli jak wryci, tymczasem Regina powodowana instynktowném uczuciem wstydu i odważnéj litości, pobiegła do guwernantki i usiłowała orzeźwić ją.
Bamboche spojrzeniem wskazawszy nam dopiero co napełnione szklanki, wziął swoję, wzniósł ją w górę i z dzikim zapałem, którego nigdy nie zapomnę, zawołał:
— Wychylmy to wino za nienawiść złym bogaczom!.... pomnijmy zawsze, żeśmy z całéj duszy pragnęli zostać uczciwymi, lecz że nam zagrożono więzieniem, że nas okrutnie z pogardą odepchnięto. Widzicie... kaleka bez nóg miał słuszność... Nienawiść złym bogaczom!
I za jednym pociągiem całą szklankę wychylił.
— Nienawiść złym bogaczom! — powtórzyła Baskina, czyniąc to samo.