Strona:PL Sue - Nowele.pdf/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa me jednak wziął widocznie za żart, bo urwał nagle i rzekł poważnie:
— Jak uważam, jesteś wesół, kapitanie?
— Bardzo wesół, komendancie — odparłem — wierzaj mi i każ wrzucić to ścierwo w morze. Mnie zaś nie próbuj więcej trwożyć takiemi straszydłami i zapamiętaj sobie dobrze, co ci mówię: gdyby nawet sklepienie niebieskie mnie sobą przykryło, tobym w niem począł wiercić, by sobie wydrążyć otwór do ucieczki. A teraz dobranoc.
I oddaliłem się, bo nie mogłem już dłużej panować nad sobą. Widok tego ciała w rozkładzie wzburzał mnie nad wyraz, a nadto, zamierzając tejże samej nocy puścić się w ucieczkę, miałem ważniejsze rzeczy do załatwienia, niż wpatrywać się w zwłoki Dubreuila.
— I odważyłeś się uciec owej nocy, kapitanie? zapytała jedna z pań, opowiadaniem tem w najwyższym stopniu przerażona.
— Tak pani, odparł poważnie kapitan, — i przysięgam na moce piekielne, że to była noc okropna.
I prawdopodobnie pod wpływem wspomnienia tej energii i odwagi, którą owej pamiętnej nocy rozwinął, twarz kapitana Toma przybrała wspaniały wyraz niezwalczonej siły i niezłomnego postanowienia. Spojrzenie jego było śmiałe i głębokie, w postawie przebijała pewność siebie. Było w nim coś wzniosłego i przez chwilę pod tą