Strona:PL Sue - Nowele.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

gwałtowność burzy. Dokoła niebo czarne i piekielny świst wiatru. Wyznaję, że to było szalone przedsięwzięcie puszczać się w taką porę wpław w drogę półtrzecia mili, ale raz powiedziałem sobie, że się wybiorę, więc musiałem iść w drogę. Trzymałem się też dzielnie, a gdy Tilmont wciąż wyzierał przez otwór, odrzekłem mu: Choćbyś dwadzieścia razy wystawiał głowę przez okno, to nie zmienisz mojego postanowienia. Raz jeszcze daję ci słowo, jakem Tom, że idę dzisiaj w drogę. Tilmont wiedział dobrze, że skoro raz powiedziałem słowo honoru, jakem Tom, to nie ma co dłużej o tem mówić, odpowiedział więc z niezwykłą powagą, zamykając otwór: „Bywaj zdrów, żegnaj mi.“
— Co tam jest wewnątrz? zapytałem, zaglądając w głąb cynowego garnka dymiącego, z którego się rozchodziła woń wcale przyjemna.
— To rum, cukier i kawa, zmieszane i razem zgotowane, jest tego pełny kufel i napijesz się, Tomie.
— Nie — odpowiedziałem — niech mnie dyabli porwą, jeżeli postąpię tak, jak te psy, Anglicy, którzy dopiero wtedy nabierają odwagi, gdy są pijani.
— Powiadam ci, że się musisz napić, Tomie!
— Nie!
— Ależ tak!
I pomimo wzbraniania się musiałem pić, bo