Strona:PL Sue - Nowele.pdf/44

Ta strona została uwierzytelniona.

wdzięcza wolność, odparła kobieta, spoglądając na mnie dużemi, zdziwionemi oczami.
— A więc ja jestem kapitanem Tomaszem S., uciekam z niewoli, udziel mi pani u siebie schronienia.
— Pan nim jesteś? O co za szczęśliwy dzień dla mego Williama, proszę, chodź pan ze mną.
Dulow był właśnie na przechadzce, z której jednak wkrótce powrócił, przyjął mnie należycie, jak się po nim spodziewałem, i ukrył mnie w swoim domu, którego położenie było ku temu bardzo dogodne. W dzień nie wychodziłem wcale, dopiero o zmroku chodziliśmy na przechadzkę po najeżonem skałami wybrzeżu, w towarzystwie jego żony i siostry, osoby również bardzo zacnej.
Gdy się niegdyś z Dulowem rozstawałem, tak mi się ten poczciwy chłopak podobał, że prosiłem go, by przyjął dla swej żony, o której zawsze wspominał, ów klejnot, który przywiozłem z Indyi. Mówiłem mu wtedy: — Daj to świecidełko, niech ma od męża pamiątkę. I widzicie państwo, że to było dla mnie szczęściem, bo dzięki tej złotej rybce poznałem panią Dulow. Co niegdyś uczyniłem dla Dulowa, nie warto nawet wspominać, to drobnostka, dla mnie to w owym czasie nic nie znaczyło, a dla niego bardzo wiele, teraz jednak przypomniał sobie moją przysługę, rzecz naturalna, ja na jego miejscu tak samo bym sobie postąpił.