Strona:PL Szpieg.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

wbiegła z uśmiechem na twarzy uspokoiła obawy. Zrozumiano dla czego tak trudno było nieśmiałemu dziewczęciu wpaść z tem poselstwem między rozgorączkowaną młodzież. Gdy wyszła Juljan się mocno zadumał nad pochodzeniem tego matczynego podarku, ale pilniejsze sprawy były na stole.
— Mówiliśmy o składce, rzekł Juljan, na pierwsze potrzeby sprawy, otóż w porę jakby z nieba spada mi grosz którego wcale nie potrzebuję i czynię z niego chętną bardzo ofiarę.... niech to będzie ofiara wdowia do skarbu narodowego. Crescite et multiplicamini! dodał rzucając na stół papierki z uśmiechem.
A po chwili, podniósłszy rękę w górę, rzekł uroczyście:
— Bracia! niech żyje Polska! niech zginą jéj nieprzyjaciele!

Nazajutrz o szarym zmroku, Maciéj Kuźma, któremu ten dzień wydawał się wiekiem stał zawczasu pod figurą Matki Boskiéj naprzeciw Dobroczynności. Oglądał się on ciągle, niespokojnie modląc w istocie aby mu Pan Bóg prędzéj zesłał wybawiciela któryby jego niepokój ukoił. Po chwilce posłyszawszy nieopodal chrząkanie odwrócił się i ujrzał blondyna który mu się z trotuaru kłaniał. Poszli razem ulicą oglądając się dobrze aby nikogo nie mieli za sobą.
Maciéj opowiedział co do słowa całą historyą swoją dodając do niéj że mu obowiązek nań włożony, nieznośnie wydawał się ciężkim.