Muszyniec głową pokręcił, i obejrzał się w około.
— Masz ty jaki grosz? spytał.
Presler ruszył tylko ramionami, próżne pokazując ręce.
— Koszulę na grzbiecie i buty dziurawe na nogach, ot całe moje mienie.
— To źle, rzekł Muszyniec, u nich darmo nic!
Piekielna myśl jak błyskawica przeszła po głowie Preslera, tam gdzie ani on, ani biedna jego żona nic wymodlić nie mogli, któż wie, czyby ładna młoda Rózia wyprosić co dla brata nie potrafiła? Los tego dziecięcia mało obchodził Preslera, spoglądał on na nie dawno z rezygnacyą człowieka, który wie że takiéj pięknéj twarzyczce za kilka chwil uśmiechu latami łez i upokorzenia płacić potrzeba. Ani wychowanie, ani położenie nie mogły obronić tego dziewczęcia od prawie pewnéj zaguby. Niestety! tak rozumował własny jéj ojciec.
Szatański pomysł narażenia córki dla wyratowania syna wytrysnął z tych słów Muszyńca: U nich nic darmo.
Po głębokiem zamyśleniu Preslera domyślny jego towarzysz poznał zaraz że mu przez głowę coś przelecieć musiało.
Strona:PL Szpieg.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.