Strona:PL Tacyt Kossowicz Agrykola.pdf/58

Ta strona została przepisana.

naszej niedoli za Domicyana dopełniała ta okoliczność, żeśmy musieli na wszystko spoglądać, ale również i na nas spoglądano; wtedy zapamiętywano sobie nasze westchnienia, kiedy dziki wzrok tyrana o obliczu powleczonem wiecznym rumieńcem, aby się na nim uczucie wstydu nie mogło odmalować, zwrócony na tylu ludzi, którzy pod wpływem jego blednęli, wystarczał, aby ich zaznaczyć jako ofiary.
Zaiste, szczęśliwym byłeś, Agrykolo, nie tylko dlatego, że za życia już sławą się okryłeś, ale i dlatego, że w stosownej chwili śmierć cię zaskoczyła. Jak świadczą ci, co ostatnie twe słowa słyszeli, mężnie i ochoczo poddałeś się losowi, jak gdybyś chciał panującego oczyścić z podejrzenia, przynajmniej o ile to było w twej mocy. Lecz żałość moją i twej córki z powodu utraty ciebie nasz ojcze, zwiększa bolesne wspomnienie, że nie mogliśmy siedzieć przy twem łożu, pielęgnować cię złożonego niemocą, nasycać się twym widokiem i twemi uściskami. Słuchając ostatniej twej woli, ostatnich twych upomnień bylibyśmy je w głębi serc naszych wyryli. To nam dolega, to nas boleśnie dotyka, żeśmy go utracili cztery lata pierwej z powodu naszej nieobecności. Bezwątpienia z należytą okazałością oddano ci ostatnią usługę, najlepszy z ojców, gdy żona cię kochająca była obecną, za mało jednak łez twój grób oblało, a w ostatniej chwili wzrok twój gasnący pragnął jeszcze coś ujrzeć!