z podpisem jego ręką: Aleksander z Pleszowic hrabia Fredro. Oto syn poety; podpis: Jan Aleksander hrabia Fredro. Oto żona, własnoręczny podpis: Zofija z Hrabiów Jabłonowskich Hrabina Fredrowa. Ba, kiedy wnuczka poety, w r. 1927, już za Rzeczypospolitej Polskiej, ogłosiła swoje wspomnienia o wielkim dziadku (Niegdyś), opatrzyła robiony zamłodu przez siebie portret poety następującym podpisem: Portret ołówkiem Al. hr. Fredry, zrobiony przez wnuczkę, Marję hr.Fredrównę. Pod maską pośmiertną jest tam podpis: Maska pośmiertna hr. Fredry!
Zaznaczmy tutaj, że w arystokracji naszej podpisywanie się samemu hrabiowskim tytułem uchodziło naogół za rzecz w nieszczególnym guście; tem bardziej uderzyć musi ten religijny niemal kult kupnego hrabstwa[1] w domu poety, który tak krwawo (jakoby) wysmagał szych austrjackich tytułów. Ale nasi szperacze dojrzą zawsze wszystko, z wyjątkiem tego co stoi jak wół.
Ba, czyż tylko tego nie dojrzą! Oto jeszcze jeden przykład dociągania — ex post — pojęć i obyczajów innej epoki do dzisiejszych poglądów i do własnych wątpliwych konstrukcyj. Bo oto co w dalszym ciągu, mówiąc o tej scenie z Pana Jowialskiego, powiada wciąż ten sam komentator:
- ↑ Dziwnie w tem oświetleniu wygląda pochwalny passus Grzymały-Siedleckiego (Przedmowa do Trzy po trzy) o Fredrze: „Prosty, otwarty, nie wiedzący jakby o swoim tytule i poziomie rodowym”...