cierpliwości papieru. Przykro mi, ale muszę stwierdzić, że pod tym względem znów prym trzyma prof. Kucharski. Weźmy jego książkę Fredro a komedja obca, znajdziemy tam dziwne rzeczy. Kiedy prof. Kucharski pisze (str. 246): „Mam wrażenie, że Fredro nietylko posiada wyższy ideał życia od Moljera (to mi się wydaje całkiem pewne), ale że lepiej od niego istotę życia rozumie”, jest to subjektywny pogląd, z którym niema powodu dysputować; można jedynie dziwić się brakowi perspektywy historycznej tego sformułowania. Ale kiedy o dziesięć stronic wstecz (str. 236) prof. Kucharski posuwa się do takiego zdania, jak: „Dobro innych, poświęcenie, ofiara, entuzjazm dla rzeczy wzniosłych i szczytnych — wszystko to są kategorje etyki najzupełniej obce komedji Moljera, Goldoniego i innych poprzedników Fredry”, tutaj trzeba już pohamować zapał zbyt gorliwego fredrologa.
Samo wymienienie jednym tchem komedji Goldoniego i Moljera niewiele przynosi zaszczytu smakowi krytycznemu naszego specjalisty. Ale trzebaby tu uczynić jedno rozróżnienie: czy mowa o postaciach Moljera, czy o samym teatrze Moljera, bo zdanie sformułowane jest nieco dwuznacznie. Jeżeli mowa o postaciach, możnaby przypomnieć prof. Kucharskiemu (bo widocznie zapomniał o nim) Alcesta, tę najbardziej reprezentatywną figurę moljerowską, w której świat
cały nawykł oddawna widzieć właśnie symbol poświęcenia i entuzjazmu dla rzeczy wzniosłych i szczytnych. A jeżeli wziąć Moljera jako autora, to czyż trzeba przypominać, że całe jego życie było walką o rzeczy wzniosłe i szczytne, walką, w której stawiał na kartę swoją karjerę, swój byt, niemal swoją głowę! Czyż trzeba przypominać choćby Don Juana, którego musiał Moljer zdjąć ze sceny, którego nigdy nie mógł
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.