tęgiej męskiej postaci z narowem elegji i westchnień mógłby być tem zabawniejszy.
Inna konwencja teatralna ustaliła obyczaj, że matka dwudziestoletniej panny musi być siwą jak gołąbek zgrzybiałą staruszką. Raz tylko widziałem panią Dobrójską graną w formie przystojnej, jeszcze „wartej grzechu” i światowej kobiety lat czterdziestu kilku: grała ją tak pani Klońska w Teatrze powszechnym i wyznaję że mi się to podobało. Wszak w tekście przewija się nitka jakichś nieokreślonych bliżej wspomnień o czemś „co to nie rdzewieje” między Dobrójską a Radostem; aluzje te, jak również niedomówione westchnienie Dobrójskiej, że „lepiej za mało, niż za wiele czucia” (na co Radost odpowiada wymownem: „Ach, mościa dobrodziejko...”) zyskują na wdzięku, gdy p. Dobrójska nie jest jeszcze ową zmumifikowaną matroną.
Zemsta (Warszawa, Teatr Rozmaitości, 1924).
Niezwykłe znaki na niebie i ziemi. Bilety na premjerę Rozmaitości rozchwytane na kilka dni naprzód, licytowane. Afisz... Co za afisz! Nazwisko w nazwisko, same tuzy. Najdrobniejsza rólka. A główne role, to same chwały naszego teatru, z sędziwym Rapackim na czele.
Zemsta Fredry... Pisałem o niej niedawno w Krakowie; wyśpiewałem wszystkie hymny na cześć tej uroczej komedji. Możeby tak dla odmiany spojrzeć na nią z innego punktu widzenia? Naprzykład... z punktu murarza, który naprawiał mur graniczny?
A więc, było tak. Dwóch szlachciców sąsiadów darło ze
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/207
Ta strona została skorygowana.