Śluby panieńskie (Warszawa, Teatr Narodowy, 1926).
Modna jest obecnie w teatrze analiza tekstu; rzecz godna pochwały.
I tak, jeden z profesorów szkoły dramatycznej strawił podobno kilka godzin na dociekaniu z młodymi uczniami, jakim Gustaw ze Ślubów panieńskich byłby obywatelem, czyby poszedł w 1830 roku do powstania, etc. Sądzę, iż odpowiedź na te pytania byłaby wcale dowolna, gdyż tekst Fredry milczy tu zawzięcie. Równie dobrze mógł Gucio być świetnym ułanem i bić się pod Stoczkiem, jak mógł przetańczyć te krytyczne chwile ojczyzny pod Złotą Papugą, albo przecałować z młodą żoną w domu. Djabli go wiedzą, coby zrobił i jaki przypadek mógłby o tem rozstrzygnąć.
Jeżeli trafiło mi się zamyślić nad jego karjerą, to od innej strony. Wiodła mnie szczera sympatja do panny Anieli. Komuż nie zdarzyło się na ślubie ładnej kuzynki, w której się człowiek podkochiwał troszkę, zadumać przy bombastycznych toastach weselnych, i z odrobiną melancholji próbować czytać w runach przyszłości?
Przyznam się, że tu bywam niespokojny. Ci młodzi kochają się, zapewne; ale oboje podobno bardziej kochają miłość, niż siebie. Gustaw to wirtuoz; mistrz w prowadzeniu gry miłosnej, pokonywaniu przeszkód, w sączeniu owego magnetyzmu, pod którego wpływem Aniela tak bezwolnie drży w jego dłoniach. Ona, to cudowne skrzypce, czekające swego grajka, Przeżyją trochę ładnych chwil, pewnie na wsi. Później zamieszkają w mieście, pewnie we Lwowie. Będą wieść dystyngowanie próżniacze życie wielkiego świata; on nie oprze się
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/222
Ta strona została skorygowana.