niema. Jak bardzo przesada w tej mierze jest dla teatru niebezpieczna, zaznaczyłem to, pisząc świeżo o Panu Geldhabie. Kiedy słyszymy liryczne wybuchy fredrologów na temat fredrowskiego żołnierza, mimowoli uważniej słuchamy słów, które padają z ust tych bohaterów. I co wówczas wychodzi? Rzeczy, na które niktby może szczęśliwie nie zwrócił uwagę... Fredro brał te rzeczy zupełnie poprostu; wyrósł w atmosferze owego szlachecko-rycerskiego honoru, który dopuszczał niejednego świństewka, byleby się wyzwało na pojedynek tego, kto to świństewko zarzuci; ale złą przysługę oddają Fredrze ci, którzy zawiele cnót wmawiają w jego wojaków. I znów teatr, któryby nam dał zapomnieć o tych obyczajowych dysonansach, ułatwiłby porozumienie z Fredrą.
Tych parę przykładów — a możnaby je mnożyć — starczy na uprzytomnienie, że problem humoru Fredry nie jest tak prosty, jakby się zdawało. To tłumaczy poniekąd, czemu uroczyste, staranne, kapiące od pietyzmu przedstawienia bywają tak mało wesołe. Że zaś najważniejszą, jedynie może istotną tradycją krotochwili jest jej wesołość, tedy, skoro zginęła, trzeba jej szukać. Szukanie zatem — esperymentowanie — jest, jeżeli kiedy, to tutaj usprawiedliwione. Rozumiemy, że Teatr Narodowy nie byłby najodpowiedniejszem miejscem dla takich ryzykownych nieraz prób; może się natomiast puścić na nie teatr nieobciążony dostojeństwem, jak w tym wypadku Ateneum. Nawet jeżeli w czem pobłądzi, błąd jego może być pouczający i może zdać się jako doświadczenie dla następców.
Zasada była tedy słuszna; chodzi o to, czy trafne były konsekwencje, jakie z niej teatr wyciągnął, idąc po linji tak jaskrawej szarży. Czy ona jest konieczna do tego, aby Damy
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/256
Ta strona została skorygowana.