Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/093

Ta strona została skorygowana.

Lektor milczał zakłopotany.
— Czytaj dalej! — rozkazał Kajus Juliusz szorstko.

Rzekł i do syna ramiona wyciągnął Hektor świetlisty,
Ale cofnęło się dziecko do niańki w fałd opasanej,
Tuli się z płaczem, widoku się ojca swego przeląkłszy.
Straszy je zbroja błyszcząca i hohoł z włosa końskiego,
Potrząsający się groźnie na szczycie pięknego szyszaka.
Na to zaśmiali się ojciec kochany i matka czcigodna,
Zdjął więc Hektor świetlisty przyłbicę z głowy śpiżową,
Połyskującą się pięknie, położył ostrożnie na ziemi,
Poczem dziecko całuje kochano, kołysząc na ręku,
Modli się głośno do Zeusa i innych bogów wieczystych.


Powtórnie przerwał senator lektorowi. Oparłszy głowę na ręce, kończył za niego z pamięci.

Zeusie i inni bogowie, dozwólcie niechże i syn ten,
Krew z krwi mojej, podobnie jak ja w Ilionie panuje,
Również niepokonany niech wodzi na boje Trojanów,
O nim niechaj powiedzą, od ojca syn doskonalszy,
Kiedy powróci z utarczki, a niosąc zbroję skrwawioną
Z wroga, którego zagładził, niech serce matczyne pociesza,
....................
Ach, Bóg z tobą kobieto, żałością się w duszy nie unoś,
Nikt-bo mnie do Hadesu nie ześle wbrew przeznaczeniu,
Swej zaś doli, o wierzaj, nie uszedł żaden śmiertelnik,
Czy on niemężny, czy dzielny, jak skoro na świat się narodził.
Wracaj-że miła do domu i pilnuj swoich zatrudnień
Zwykłych, kądzieli i krosien, a każ i swym służebnicom
Siąść do roboty, a wojną mężowie kłopotać się będą,
Wszyscy mieszkance Ilionu, a ja między nimi najbardziej.


Jego głos, zrazu świeży, dźwięczny, słabł, gdy się zbliżał do końca modlitwy, jakby się zmęczył jędrną mową Homera. Ostatnie dwa wiersze skonały na jego ustach cichym szeptem.