Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żeby ja mógł mieć taką moc, jak to drzewiej miewali niektorzy... że cobych se pomyślał, toby sie mi stało...
— To co byś se pomyślał?
— To, co i teraz...
— A co se myślisz teraz?
— Zgadnij...
— Nie chcę zgadować.
Znów odchyliła twarz zarumienioną. Krążek słońca z pomiędzy liści padł na jej włosy i ozłocił je. Pasterz patrzył w zadumieniu, jako na świętą z obrazka. Trwali w takim bezruchu czas jakiś.
— Oj świecie, świecie! — westchnął wreszcie głęboko, z dna serca.
Zwróciła oczy ździwione ku niemu i, gdy wyczytała z oczów jego przyczynę onej ciężkości uśmiech figlarny na twarz jej wykwitnął.
— Coż ci ten świat tak cięży?
Nie odpowiedział, jeno się wpatrzył w nią osmętnie z miłosnem poniewoleniem.
Światła wbiegały na jej twarz i nikły, napróżno siliła się na zwykłą spokojność. »Coż znowu?« — karciła się, zła sama na się za ten niepokój oczywisty. Ale serce się tłukło uparcie; bladła na myśl, że on je tak samo słyszy.
— Coż tak patrzysz?...
Siliła się powiedzieć spokojnie. Lecz głos jej własny zdał jej się tak obcym, jakby go nigdy nie słyszała. On wpatrywał się dalej. »Nic nie po-