Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stała; ta jeno spokojniejsza w swych wiotkich, gibaśnych pieńkach, co się za ojce swoje zachyliła.
Tu i ówdzie stojące hardo stare jedle: szumem wysokich, nad las wyniosłych, koroną wieńczonych głowic uciszały brać młodszą i spokoiły ją na owo przyjście złowrogie... Nie takie one pamiętają burze — z czasów drzewnych, gdy stały borami. Nie z takiemi parły się mocami!... A trwały i przetrwały. Nie wiele ich co prawda ostało, ale ostałyby się bez mała wszystkie, żeby nie ta owada zjadliwa, która je żelazem ostrem popodgryzała u śniatu.
Najstarsza z onych jedli stała, wrośnięta w krzemienne podskale, u samego wierchu od południa, pobok polany, na której woły pasano.
Zdaleka czerniła się jej korona czapista, niby gniazdo orle gdzieś w obłokach. Zaś niższe jej konary, zaschłe i powykręcane, niektóre jakby w łokciu żylastym zgięte, upięstnione, groziły — zda się — zbliżającemu się człeku, niby potworne ramiona. Ku dołowi kadłub się odsłaniał: nieobyczajnie hruby, spotworniały od bulw, narośli zaskórnych, ochropiały naokół popadaną korą, sękami poukruszanymi z młodu upępiony, do tego tu i ówdzie przez dzięcioły skłuty, zdziurawiony.
Poniż kadłuba, w odziomku, otwór się czernił na wysokość drzwi. Miała ta harna jedla wnętrze wypróchniałe; odziomek — szczery żłób, a i ka-