Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 094.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co sie mam bać!
— Cie! Jaki śmiały! — chichotała.
Wojtuś, całkiem już przyośmielony, postanowił odważnie powiedzieć jej... Ważył w myśli: co — jak... I z drżeniem ledwo spytał:
— Widziałaś mie, jak ech pasł na Płoscanie?
— Ba, dyć nieraz.
— I ja cie tyz widział... codzień.. jak-eś gnała...
Więcej jej nie umiał powiedzieć. Wszystko to już zresztą przeszło i nic z tego niema. Teraz radość w sercu z jej widoku wszystko przykryła. Słowa zbytnie.
Patrzył w jej oczy bijące weselem, w jej usta rozchylone, jako kwiat do słonka, i strasznie dobrze mu było.
— Coz tak patrzys? — śmiała się. — Jesce mie urzeknies...
— To odcynię...
— Byś umiał!
— Naucę sie od ciotki...
Śmiała się, szczerze rozbawiona, a Wojtuś już w niebie widział się cały.
— Ale jakiś ty wystrojony!... Ładnie ci w tym kapelusie. Jak druzba.
— Bedzies mnie na druzbę prosić?
— Bedę. Ino rośnij wartko.
— Coz to — ja mały? — Dźwignął się i stanął przed nią, podwyższając się na palcach.