Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w robocie, a on się uśmiechał z dumą i niósł się, jakby w tańcu. Dwoiła się w nim siła na myśl, że robi na oczach Kasi.
Za kilka dni siano wysuszono. Coraz ktoś wyjeżdżał z wozem i brał z kóp wysuszone. Kopy rzedniały, traciły się nieznacznie. I pasterzy mniej było teraz na polanach, jak i wołów — zwożenie odrywało.
Jednego rana wywiózł wóz Jasiek z Brzysku. Mieli i oni tu siano. Roztrząsł kopy z pomocą Wojtusia, by przeschło z nocy. Ojciec Jaśka wyszedł na odwieczerz, i poczęli brać. Pasterze zeszli się ku nim — był między nimi Jędrek z Doliny, była i Kasia, ale pomagać nie było co. Siana prawie było na wóz. Ojciec przygrabował, Jasiek stał na wozie, a Wojtuś mu podawał. W czasie tego prześmiewali się, przegadywali ku sobie. Najwięcej podrwiwał Jędrek z Jaśka.
— Źle kładzies! na jednostronkę...
— Jak ty bedzies gazdą, to mie naucys! — odcinał Jędrek.
— Załozę sie, ze ci sie przewróci!
— Poślę po ciebie, co byś dźwigał. Bo sie scycis, ześ mocny.
Pasterze śmiali się — najgłośniej Kasia. Stała nad wozem, na pagórku. Chustka jej spadła na ramiona — włosy roztęczyły się dokoła głowy.
Wojtusiowi, pozierającemu ku niej z poza wozu, cudem się zdała, nie prawdą. Odurzonemu już pa-