Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Coraz wyraźniejsze tony szły naprzeciw niego.
Rozpoznawał melodye, uśmiechał się do nich.
Zbliżał się zwolna ku borom, widział zdala kopy,
dokoła nich taniec cieniów, migających w świetle;
zdało mu się, że napotkał tajemnicze święto,
jakieś pradawne, zabyte duchów pohulanki.

Nadchodząc bliżej, usłyszał niewyraźny śpiew.
Słów nie mógł powiązać uchem, ale nutę poznał.
Gorączka nim owładnęła, i niepokój parł.
Chciał jaknajprędzej ujrzeć i sprawdzić naocznie.
Ustawili się prawie do nowego tańca,
kiedy stanął za kołem wśród zgrachy ciekawej
i począł szukać oczyma Hanusi.
Ujrzał ją nagle i, miast rozśmiać lica,
spłonął, jak podpalony, suchy krzak jałowca.

Na przedzie, przed muzyką stał Michał Cichański,
przy nim Hanka. Dłoń sparła na jego ramieniu...

Obaczył ją tak Franek i zakipiał gniewem,
zatrzęsło się w nim serce, zaćmiły się oczy —
chciał biedz w pierwszym momencie,
rozbijać, rozrywać...
Prędko jednak opanował naremność szarpiącą.

Poznali go stojący blizko i pytali:
— Coż was przywiedło ku nam?
Tak dawno, jak nie byliście...