Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ostatki gniewu, litość i miłość bezmierna
walczyły w nim, i żadne zwierchować nie mogło.
Patrząc na jej łzy cierpiał i bolał okrutnie,
a przecie tego nie chciał jej powiedzieć.

Co ja sie też naczekała! — labiedziła w płaczu. —
Com sie nawyzierała daremno!
Kielo nocy nieprzespanych — sam Paniezus wie,
bom sie nieraz godzinami przed Nim naklęczała...

Na wspomnienie tych utrapień — nowy potok łez...
— A przecie — począł Franek, gwałt zadając sercu —
miałaś czas o inszych myśleć...
— O nikim! Nieprawda!
— Nie gadaliby mi ludzie.
— To ludziom dajesz prędzej wiarę, niż mnie?
Teraz, to już wiem, że mnie nie kochasz...
— Hanka!
— Przyczyny szukasz, aby sie oderwać.
Ale ja cię nie związała — mówiła obłędnie —
możesz iść kany zechcesz,
ka ci sie podoba.
Ja ci nie bedę zagradzała drogi,
Ino skoczę do roztoki i utopię sie...

Jakby chciała odrazu wykonać ten zamiar,
zwróciła się ku roztoce i poczęła iść.
Franek zmartwiał, przeląkł się i zabiegł jej drogę.
— Hanuś! miej rozum...