Strona:PL Władysław Orkan-Miłość pasterska 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żeś sie z Dyabłem stowarzyszył, i chodzicie razem...
— Ale nie wierz-że ludziom...
— Aha! Tyś nie wierzył?
Widzisz, jak my sie to zeszli...

Uczuł się skruszonym w sercu.
Coż jej ma powiedziec?
Wreszcie począł: — Bywają różne przeciwności.
Ja na taką natrafił, żem sie musiał cofnąć.
— Powiadałeś, że sie nigdy przed nikim nie cofniesz.
— I dosiela powtarzam. Ale bywa różnie;
przeszkody mocne znajdą sie i w sercu.
Człek musi nieraz cofać się przed samym sobą...
— Toby nikany nie zaszedł,
abo w przeciwną stronę, niż zamierzył.
— Ja też tak — uśmiechnął się —
Zamierzyłech iść na dół roztoką,
a zaszedłech do Huciska...
— Coż cię tam ciągnęło?
— Bardziej mnie ono pchało, niż ciągnęło.
Ale to wszystko jedna siła — dodał —
dość, żem sie tam niechcęcy dnia jednego znalazł.
I nie żałuję! — mówił z wstającym zapałem. —
Nadżyje sie, co przeszło, wszystko będzie dobrze.
Bo może nie wiesz, Hanuś moja,
że ja ścinam ubocz?
— Powiadali,
ale mi sie nie chciało koniecznie wierzyć.