Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
II.

Jęk był w dolinie, jak za czasów, kiedy stała huta.
Zwierzyna się polękła, potraciła rozum, jakby już przyszedł dla niej ostateczny dzień. Ptactwo się z krzykiem rozlatuje i obsiada jedle, poostałe po wrębach z wyniszczonych lasów. Wiewiórkami obłęd rzuca z gałęzi na gałąź, dobiegają na kraj zbocza, na otwarte pole i tu głupieją doznaku, nie wiedząc, co począć. Nawet zająca, który twardo sypia, obudził hałas, lecący po drzewach. Przeciera łapami oczy i, widząc uciekające, zrywa się w strachu wielkim...
— Co to?
— Ścinają las!
— Można sie jeszcze przespać — mruknął — zanim do mnie dotną...
I ułożył się na nowo, ale nie mógł usnąć. Obawa go nachodziła, by nie zaspał czasu. Wstał i pomknął się od huku o jakie dwadzieścia susów.