nicza oba państwa. Dojrzały go już straże, jedna leci wartko do mrowiska, daje znać, patrzcie, część porzuca robotę, idzie za nią, zbliżają sie prędko do granicy. Ale i z tamtej strony idzie oddział równy, i tam już, widać, dali znać zawczasu. Poczyna sie utarczka... Te chcą go zabrać do niewoli, i tamte nie opuszczają swego — te ciągną za nogi z jednej strony, a tamte znowu z drugiej. Chrząszcz biedny zapiera sie wszelkiemi siłami. O, znowu oddział przychodzi na pomoc... i z tamtej strony równie! Bedzie walka. Widzicie? Patrzcie, jak sie już kotłują, i spychają, i gnietą dookoła niego. Coraz nowe oddziały spieszą ku granicy. Już gorączka wojenna owładnęła niemi, w mrowiskach zamęt wielki, praca poustała. Ta, patrzcie, niesła belkę, rzuciła ją po drodze, i pędzi, co ino sił, swoim ku pomocy... No, już dość, mogłyby sie poniszczyć na piękne. Szkoda strat, niech se raczej pilnują swych robót.
Mówiąc to, sięgnął smrekową gałązką, wyjął z pośród nich chrząszcza, i odrzucił na bok.
— Odejdzie cię ochota po granicach chodzić... Teraz patrzcie... Zdumienie ogarnęło rzesze. Rozbiegają sie prędko, jak w oszołomieniu.
— Pewnie myślą — rzekł Franek z uśmiechem — że sie stał cud?
A Cyrek na to zadumał się chwilę i szepnął cicho, patrząc w ziemię:
Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 045.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.