Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wystrojona, jak zawdy, i nie znać po niej, żeby zbiedła.
Franek odetchnął spokojem.
— Ino wy sie nie oddalajcie bardzo — szepnęła, podchodząc bliżej — bo tam podobno trafiają sie insi..
— Ktoż taki?
— Ja ta nie wiem, taka słyna idzie. Ociec pono powiada, żeby ją rad wydać, a ludzie sie zlatują, bo i jest do czego. Rola, jak plebańskie pola...
Po chwili dodała:
— Podobno Michał od Cichańskich zaskradla sie koło niej...
— Ten woli łeb?! — zawołał Franek. — Jakżeby on śmiał? Rozumu nie ma za grajcar...
— Ale za to majątku bedzie miał za dziesięć stówek...
Widząc, że go zmartwiła niechcęcy, poczęła się wymawiać.
— Ja ta nie wiem, może to i bajtki...
— Nie bedziecie wy na dole? — zapytał po chwili. — Możebyście byli dobrzy obaczyć sie z Hanką i powiedzieć...
— Dyć wy sami możecie ją widzieć.
— Kiedy nie schodzę na dół.
— Ale tu, na borach... Już wczora zaczęli kosić, a jutro, jak da suszyć, bedą składać kopy. Mają tam i Sołtysowie, bo to spólne łąki...