Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ja sie też naczekała! — mówiła w płaczu. — Com sie nawyzierała daremno! Kielo nocy nieprzespanych, sam Paniezus wie i Matka Boska Pocieszna, bom sie nieraz godzinami przed nią naklęczała...
Na wspomnienie tych utrapień nowy potok łez.
— A przecie — rozpoczął Franek, gwałt zadając sercu — miałaś czas o inszych myśleć...
— O nikim! Nieprawda!
— Nie gadaliby mi ludzie.
— To ludziom dajesz prędzej wiarę, niż mnie? Teraz, to już wiem, że mnie nie kochasz...
— Hanka!
— Przyczyny szukasz, aby sie oderwać, ale ja cię nie związała — mówiła obłędnie — możesz iść, kany zechcesz, ka ci sie podoba. Ja ci nie bedę zagradzała drogi. Ino skoczę do roztoki i utopię sie...
Jakby chciała odrazu wykonać ten zamiar, zwróciła się ku roztoce i poczęła iść. Franek zmartwiał, przeląkł się i zabiegł jej drogę.
— Hanuś! miej rozum...
— Puść mnie! — zawołała. Coraz to większa rozpacz owładała nią.
Ujął jej dłoń i począł z tkliwością przepraszać.
— Daruj mi, bo ja nie wiem sam, co mnie nadeszło. Przecieżem z taką chęcią dążył na te