Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Trza mieć przeziorność wielką i uwagę, by sie nie dać łatwo podejść, trza mieć dużo siły, bo inaczej zrada może zwyciężyć, a wtedy... Panie ratuj, zachowaj od takiego końca. Byłaby to gospodarka, o jakiej sie ojcom naszym za życia nie śniło.
— To też, jak wydacie Hankę, bedzie wam już lekcej. Uśmierzycie se głowę choć po jednej stronie i bodziecie mogli wtedy ślebodniej wójtować.
— Dyć żeby Bóg dał...
— Uważcie, że wam bedzie lekcej.
— Trza jako radzić...
— Końcem trza nadtem podumać.
— Bo czas leci...
— Nie stoi...
— Piekło nie zasypia.
— No to kiedyż myślicie naprawdę poczynać?
— Czy ja wiem, moiściewy. Zeszłoby sie jaknajprędzej. Jadwent na ramieniu...
— No to radźmy, kiedy tak...
— Radźmy, w imię Boże...
I radzili, jak dwa bogi zmurszałe od wieków, owinięte chmurami przed oczyma pasterzy, którzy, baraszkując swawolnie przy ognisku gasnącem, nie czują, ani wiedzą w uszczęśliwionych sercach, jaki los im gotują nieznane wyroki.
Tak w chałupie zamrocznej radzili ojcowie.
A o tym czasie Franek odprowadzał Hankę.