Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bo wszystkim będzie hasło grzmiało: »Kto chce swobody — ku nam!« Któżby jej nie pragnął? I będą zastępy rosły wśród fanfar, bijących w niebo, aż się cała dolina zaczerni. Będzie ich taka moc, że grody padną od samego strachu. Morzem szumiącem zaleją dolinę, zatopią wszystkie góry Siedmiogrodu i na najwyższym szczycie zatkną sztandar, który będzie łopotał czarnemi skrzydłami, niby orzeł przykuty łańcuchem do skały. Czyje imię będzie wówczas szumiało morze? Czyj głos będzie, jak łoskot nagłej błyskawicy? Echo, z wichrami przyleci ku Tatrom, a Tatry głucho odhukną: »Rakoczy!« I po wszej ziemi będzie echo grało. A on będzie w jej oczy patrzał zapytaniem: »Czy chcesz więcej? Górę rumowisk u stóp ci zesypię... Czy chcesz wyżej? Świat cały oddam za podnóże«... Póki oczy jej, ogniste szczęściem, nie odpowiedzą: dość. Wtedy pocznie się cygańskie wesele...
Na samą myśl, że ta dzika, jak bramy piekieł niedostępna, za któremi nieznane piekło raju, może być jego kochanką — obłęd zawrotny porywał jego mózg, jak gdyby z nagła stawał nad otchłanią... Głębia nieznana ciągnie i odpycha — śmierć wydaje się rozkoszą i lękiem... Dreszcz go przebiegał, ale dziwny, dreszcz niepojętych wzruszeń.
Gdy się otrząsnął za dnia z tych marzeń