Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 137.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

spostrzegał, jak się spowiadał drzewom, skałom i mrocznej pustce koleby; pragnął jakiejś duszy człeczej, którejby mógł opowiedzieć wszystkie radości, nadzieje, dumy, niepokoje. Czuł wewnętrzną potrzebę objawienia ludziom swoich ciężących zamysłów i patrzeć, jakie wrażenie wywołają w duszach, czy je olśnią, pociągną urokiem szczęścia, czy też wzbudzą nieufność zwyczajną do tego, czego jeszcze dotykalnie niema. Nie dla utwierdzenia siebie tego pragnął, bo wiarę miał w zwycięztwo dobra, a jedynie dobra pożądał w swych dziełach, ale dla rozchwały ziemskiej, jaka sercu daje odpłatę za trudy, myśli żarzy i do nowych zapala wysiłków.
Tembardziej wyglądał tęskno obaczenia się z Hanusią, która miłującą duszą odczuje, czego nie pojmie, a wszystko podziwem szczerym, z serca idącym, przywita. I co niedzielę popołudniu wychodził na wierchy i wypatrywał z widnych miejsc otwartych, czy mu się nie zabieli jej postać kochana. Nieraz do późnej nocy zezmarudził, wałęsając się po grzbiecie wyniosłej polany.
Jednej niedzieli, jak zwykle, wyszedłszy na wierchy, obrał sobie widne miejsce od strony Przysłopia, tak, że mógł całą wieś w dole, wszystkie osiedla mieć na oku. Dumał se, że chociażby i Hanka nie wyszła, to będzie miał spo-