Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 159.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ono w tej ziemi jest — myślał na głos — co tak człowieka ku sobie przyciąga. Wielu przed śmiercią kazuje sie na ziemię składać. Ono ta lżej na ziemi, ja sam po sobie czuję. Jakaś moc musi być w niej, co ma swój walor. Ssie niemoc z człeka, jak pijawka zmordowaną krew. Żeby mogła ten ból z pleców doznaku wyssać...
Bekać chwycił okazyę, żeby opowiedzieć powieść o ziemnym duchu.
On zawdy, gdy kto mówił, zdawał się nie słuchać, zajęty nieustannem zapalaniem fajki, a w rzeczywistości słuchał i równocześnie jeszcze myślał, jakąby tu historyę przyczepić do gwary. Tym razem łatwo było dostosować.
— Powiadacie: Ma swój walor... Juści, że musi mieć. Ale wy nie dufajcie, że zrazu pomoże, bo to najgorszy z duchów ten duch ziemny. On sie ino tak łasi, żeby was przycapnąć. Nie ujrzycie go nigdy, bo sie wam nie pokaże. Popod sam wierch ziemi chodzi i czyha na człeka. Ale nie do każdego ma walor. Jakeście nie bierzmowani...
— Juści nie...
— To sie strzeżcie.
Co chwila zapalał fajkę, przerywając gwarę.
— Miałech raz taki wypadek... Ale to już dawno było, jeszcze za nieboszczyka księdza...
— O, to już setnie temu!