Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 160.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hej. Drużbowałech z Jantkiem z Brzegu na jednem weselu. Ten, wiecie, Chudy od Pociechy wtedy sie żenił. Wesele padło na takie zadymki, że mało kto i do kościoła szedł, bo zaspy były straszne, co nierada. A tu nam wypadało ludzi zganiać. Poszliśmy jeszcze od kościoła na Lubomierz, tam-eśmy cały dzień prawie zmitrężyli, nikt, nawet z blizkich krewnych, nie dał sie uprosić, coby szedł z nami na wesele. Coż było robić! Zebraliśmy sie oba, już pod wieczór, i zdążaliśmy na prost przez przylaski, zapadając po pas i głębiej w zaspy. Jantka-ście znali, wiecie, że był chłop rosły i mocny. Ja przy nim był jak mizera. To też szedł naprzód i torował drogę, i tak-eśmy sie dopchali do Równi. Wtedy tam jeszcze las stał, śniegu było mniej, niż na otwartem polu. Widziało sie, że już łacwo dojdziemy do chałup. Dyć niedaleko było, bo ino ćwierć mili, a uszliśmy sporo więcej, nie rachując zboczeń. Ale jak nieszczęście ma spotkać, to i przy chałupie spotka. Noc nas przysiadła w lesie, jak płaneta, i oślepiła całkiem. Telo widno było, co od śniegu, że ino człek o drzewa nosem nie zawadzał. Ale więcej sie na domysł szło, niż na pewność, bo sie pamięć straciła doznaku z przed oczu. Naraz mój Jantek poczyna coś kwękać, o, i przyostaje za mną, spoczywa co chwila. Poczekuję go, widzę, że mu cosi chybia. «Coż ci to Jantuś?» — py-