Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 173.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc często wesołe powieści o swojej własnej biedzie. A miał czas opowiadać, gdyż teraz częściej z Chudomiętem przyostawali na noc w kolebie. Dni się króciły, za to noce były dłuższe. Naopowiadał się też dość o różnych duchach, o strachach, o boginkach i o płanetnikach. A jeszczeby mu starczyło powieści na sto i jedną noc.
Chudomięt się i wydziwić nie mógł.
— Ho! ho! — powtarzał co chwila — Skądeście wy też telo tego nazbierali do głowy?
— Od starych ludzi, najwięcej od stryka, który sie jeszcze pląta, choć mu już sto lat dochodzi. Abo i kto wie, może mu już przeszło.
Franek też rad słuchał gadek, choć je już i nieraz słyszał, czem ujął Bekaca bardziej, niż hojną gościną. Nie rozstawali się teraz, robiąc i nocując razem, chyba, gdy padło na jaką noc zajrzeć do chałupy, dowiedzieć się, co tam słychać, i dostać żywności. Wtedy Franek pozostawał myślom na udrękę, a oni szli pod wieczór i wracali rankiem. Zwykle Franek przy witaniu pytał się ich o wieści z dołu, a ci zazwyczaj powiadali, że nic nie słychać ciekawego.
— Zresztą, jak wiecie, siedzimy pod lasem. Nikto do nas ode wsi z dołu nie dochodzi; mógłby sie w poniedziałek naski kościół spalić, a nie dowiedzielibyśmy sie o tem aż w niedzielę.