Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 182.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

który z niczego, jakby na zaklęcie, potrafi stworzyć różne cuda smaku. Odtąd Bekac z Chudomiętem darzyli Drozda przyjaźnią i obiecywali mu dośmiertną pamięć.
I tak się wiodło. Schodziły dni na robotach, wieczory na pogwarce i opowieściach Bekaca — bez zamąceń.
Franek, mając zajętą myśl wciąż swoim planem, żył w kole towarzyszów, jak snem upowity. Przez dzień w robocie się pochłaniał cały, a wieczorem drętwiał na swoim gnatku, zadumany, i nieraz po trzy razy musieli wołać na niego, nim się do wieczerzy podniósł. Zaś po wieczerzy siadywał na progu, zapatrzony gdzieś w ciemność, w majaczącą ubocz, albo kładł się na swój wyrek i z oczyma otwartemi nieruchomo przeleżał nieraz do północy — nie wiedzieć: słuchał powieści Bekaca, czy też o czem inszem myślał, śnijąc tak na jawie. Już sie u niego z tem ozwyczaili, i nikt go zagadywaniem nie napastnął, gdy sam nie począł gwary.
Jednego dnia z wieczora — jeszcze widnawo było na polu — Franek siedział na nizkim gnatku, podparty, Bekac z Chudomiętem coś majstrowali przy nalepie, aby im widniej było od ognia, a Drózd z jodłowym pogrzebaczem w dłoni kucharzował, jak zwykle. Dopiero co wrócili z lasu.