Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 199.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dokopałeś się... — szepnął.
Postał jeszcze chwilę, postał i odszedł na dół po ludzi.

∗             ∗

Upłynęło dni parę. Franek zepchnął wszystko drzewo i oczekiwał odbiorcy, któremu miał oddać je i otrzymać resztę należności. W wyczekiwaniu łaził po dolinie, nie wiedząc, co z czasem począć.
Od dnia wypadku w dolince jakiś męczący rozstrój owładnął nim. Nie mógł w kolebie usiedzieć. Wolał snuć się i łazić ponad wodę. Przypatrywał się Drozdowi, który za rybami hledał, chciał czembądź myśli zająć, aby go nie opadały. Wierzył, że jak się stąd wyrwie, to wszystko smutne ostawi za sobą.
Idąc w górę koło wody, doszedł do miejsca, gdzie się dwie roztoki łączą. Na prawo piętrzyły się kupy zwalonego drzewa, naprzeciw wstawała ubocz, którą ogołocił. Przybaczył sobie jej zieloność, która go przywitała spokojem, gdy tu przyszedł. I ten spokój, którego sam w tym kącie szukał, sam z tej doliny wypędził.
Chcąc uciec myślom przykrym, posunął się dalej. Naraz uderzył go obraz, który napływem żalu ścisnął jego serce.
Oto przed nim, na wzniesieniu, u stóp wsta-