Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 201.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Nareszcie nadszedł dzień, długo przez Franka wyzierany. W niedzielę, późnem ranem pożegnał się z Huciskiem. Kiedy już minął wąwóz, zamykający kotlinę, i wydostał się na otwartą przed oczyma przestrzeń, wtedy ciążące duszy niepokoje opadły zeń, niby płaszcz zmoknięty na deszczu. Stało mu się lżej na sercu i dużo swobodniej. Tam, za nim pozostały wszystkie utrapienia — przed nim wstawały uśmiechy, darzące nadzieją, jakiemi go witało zbliżające się rozgwarem życie. Miał wrażenie, jak gdyby po długiej i uciążliwej słocie wyszedł z domu i obaczył przeświecające błękitem od zachodu niebo, które zwiastuje pogodę. Nie baczył, że podobne wrażenie miał na wstępie do tej doliny, gdy tu szedł spokoju szukać, uciekając od widoku ludzi.
Teraz cieszył się w sercu na wspomnienie, że ich obaczy niezadługo, i w tęsknocie, zrodzonej z długiego osamotnienia, myślą pozdrawiał