Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 205.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

my razem wymyślili...» I, tłómacząc zadziwionej, bedę jej powiadał o połączeniu naszem, o miłości, jakiej ludzie nie pojmują. «Coby ja począł sam? Byłbych jak cień onego smutku, który sie włóczy po ugorach. Przy tobie serce moje, rozżarzone szczęściem, pragnie wszystkim ludziom świecić, i stąd sie rodzą myśli, które darzą... Przy tobie dusza moja, opętana władztwem, pragnie coraz większej władzy, i stąd sie rodzi moc, która zdobywa... Uważ, czyś nie współdziałała ze mną?...» I tak jej bedę mówił, aż zrozumie, że ja i ona — to jedno.
Z coraz większą tkliwością zwracał się marzeniem ku niej.
— Moje najdroższe! moje skarby! Moje najmojejsze! Co sie to tam musiało nawyzierać, natesknić... Pewnie oczka wilgotne, jak ranne kwiatki, od płakania... Czy też przeczuwa, że idę? Pewnie teraz w kościele, bo gdzieżby inędy? Widzę, jak klęczy przy ławce z boku przed ołtarzem, głowę nizko pochyliła, udaje, że czyta z książki, a myśli jej lecą, lecą... «Co też ta robi mój Franek?» I tęsknota ją taka przejmuje, że często wzdycha głęboko, a ludzie klęczący obok myślą, że się tak gorąco modli. Już ja znam swoje kochanie, przecie my razem na odpust chodzili...
I mimowoli uśmiechnął się na przypomnie-