Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 215.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że w sercu chował ciężki gniew do niego, jako do ojca Hanki. I nie mógł się z tem pogodzić, że do Suhaja ma pójść teraz z uraczeniem serca, a nie z oburzeniem głośnem, jakie mu się cisnęło na usta przed wszystką mową zamierzaną. Przecie pomału zmógł się i złagodził swoje wewnętrzne krzyki i protesty, bo wobec szczęścia ludzi, wychylającego się twarzą słoneczną z poza chmur teraźniejszości wydały mu się swoje strapienia marnemi. Jakżeby mógł z powodu swojej do kogoś niechęci pomijać pomoc najpewniejszą, skoro o ludzkie dobro idzie? Dumał też i tak w rozwadze:
— Suhaj, zawzięty w swoich własnych sprawach, o dobro gminy pewnie dba i leży mu ono na sercu, bo przecie ludzie przez tyle lat oduczyliby sie go szanować, gdyby inaczej było; a że o rodach myśli więcej, to tu nie przeszkadza, bo tu i rodom nie stanie sie krzywda, każdemu bedzie lepiej niż obecnie. I on sie może dużo przyczynić do dzieła...
Podobnemi słowami myślał i rozważał, czując się w tej ciżbie ludzkiej przy huku organów, jak w lesie przy szumie wietrznym.
Tymczasem chwile zbiegły, suma się skończyła. Ludzie poczęli opuszczać kościół pomału.
Franek miał wyjść za innymi, ale se uważył, że byłoby to zawcześnie. Nim się rada niespieszliwa u wójta zgromadzi, to jeszcze zejdzie