Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 229.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Hanka jeszcze bardziej zalękła się.
— Je o co?
— Dy sie ty tu dowiesz...
Podnieśli Suhaja z ziemi i posadzili go na ławie. Paru doświadczonych w składaniu nóg i leczeniu bydła «dochtorów» zajęło się z powagą jego opatrunkiem, reszta stała nad nimi, przyzierając się ciekawie, lub dalej po całej izbie w rozgwarzonych grupach. Mówiono naturalnie o sprawcy całego nieszczęścia, o Rakoczym.
— Wiecie, ja takiego człowieka tobych wnet zabił...
— I ni miałbyś dużego grzechu, wierz mi...
— Niech światu nie bontuje, niech nie robi mątu...
— Dejno spokój, mój Szymuś — przerwał, wtrącając się, Gniecki — boś ty tu nie największy... Rakoczy nie tak doznaku źle gada — zwrócił się do paru gazdów — jak wam sie zdaje... A nawet powiem wam — przyciszył głos — że on ma rozum niegłupi. Ino to bieda, że zastanowienia nie ma nijakiego...
W innej znów grupie dowodził Cichański:
— A ja od czasu powiadał, że on cosi w rozumie niepewny...
Wreszcie po długich uradach większość przystała na to, że z jego rozumem źle... I poszli spać do domów, bo noc nadchodziła, a Suhaj