Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 231.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rego ból wypłoszył życie, a ono jeszcze tętni, nie ustając.
Ciemność przed oczyma jego gęstniała pomału, aż nareszcie stanęła lasem nieprzebytym, nocą wieczystą, murem... Widziało się Rakoczemu w niejasnem pojęciu, że ten mur ciemności wiecznej pragnął był rozwalić — i stąd jego obecna niemoc. Oto rzucił się naprzeciw z młodzieńczym zapałem — pokrwawił ręce i odpadł, jak od bramy śmierci... Oto sokołem strzelił przeciw niemu — pierś strzaskał, skrzydła zwichnął, i teraz ze zranionem sercem leży u stóp jego... I poczuł krwią swojej piersi, że ten mur z kamiennych serc stawiany powstał. Któżby go zdołał obalić? A za tym murem — wierzył sercem — musi być dolina szczęścia... Ku niej wszystkiemi pragnieniami gnał... A teraz oto, padając, jak w momencie skonu obaczył jasno zdala, że tam ugór pusty... Dolina szczęścia była w jego duszy. Strasznie bolesna pomyłka! Otoć i w jego duszy teraz pustka... A w sercu niemoc i ból tak okrutny, że się już żyć nijak nie chce. Z czem teraz żyć? O mur się wszystkie pragnienia rozbiły...
— Ja im chciał duszę dać... całą... bogatą...
I pierwszy raz od czasu chłopięctwa swojego rzewnemi łzami zapłakał.
Od kościoła wiatr przywiewał echa głośnych śpiewów. Ludzie szli z karczmy do chałup, za-